"Wydajemy Własną Książkę" a Święto Zmarłych

Kilka dni temu przygotowywaliśmy się z Żoną do wizyt na cmentarzach. Zakupiliśmy lampki, przygotowaliśmy plan odwiedzin, bo groby bliskich mamy na kilku cmentarzach, w różnych częściach Polski... Jak to się zakończyło sami wiecie. Było nam trochę smutno i wtedy zadzwoniła nasza przyjaciółka - Maria Podlasiecka. [...] Dlaczego się smucicie? - zapytała. Przecież to, że nie zapaliliście 1-go lampek, nie oznacza, że mniej kochacie swoich bliskich, a tym bardziej, że oni Was mniej kochają! Chcecie zadbać o ich pamięć? Weźcie się do pisania. Usiądźcie razem lub oddzielnie i spiszcie swoje wspomnienia z nimi związane. Otwórzcie albumy rodzinne, wyjmijcie nieuporządkowane zdjęcia i zapisujcie wszystko co jeszcze pamiętacie. Dla następnych pokoleń będzie to miało nieocenioną wartość.[...]

Rozmowa ta dała nam do myślenia. Maria już zrobiła coś takiego - napisała i wydała książkę o swoim bracie Kaziku, który zginął w Powstaniu Warszawskim. 

Spytacie pewnie, czy ja już coś napisałem? Niestety nie, ale zrobiła to kilka dni temu moja koleżanka - Mirka. Jak chcecie przeczytajcie. Jest to wspomnienie o naszym koledze Witku Przybyszewskim, który odszedł od nas pod koniec października, a którego nie mogliśmy osobiście pożegnać. Ja czytałem to już kilka razy, to uśmiechając się, to ocierając łzy po kryjomu. Ale jednego jestem pewien! Warto pisać!

Wasz Stary Ornitolog

 

Witold Przybyszewski
(21.11.1955-20.10.2020)
Wspomnienie osobisto-zawodowe 

Nie ukrywam, że z pewną trudnością przychodzi mi pisać tekst wspomnieniowy o kimś, kto był moim kolegą z roku, następnie kolegą z pracy, kierownikiem mojej sekcji w Zakładzie Bibliotekoznawstwa Instytutu Książki i Czytelnictwa Biblioteki Narodowej.

Witka Przybyszewskiego poznałam równo 45 lat temu, w październiku 1975 roku, gdy wspólnie rozpoczynaliśmy 4-letni cykl studiów magisterskich w Instytucie Bibliotekoznawstwa i Informacji Naukowej na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego. Wysoki, szczupły chłopak, o czarnych, lekko kręconych włosach, już przyprószonych leciutką siwizną. Wzbudzał zainteresowanie nas, dziewczyn. Nasz rok był dość liczny, bowiem byliśmy pokoleniem tzw. wyżu demograficznego lat 50. ubiegłego wieku. Na roku zdecydowanie przeważały panie, panów było niewielu. Prócz Witka Przybyszewskiego, wymienię tu jeszcze kolegów: Jana Bylinowskiego. Marka Baczyńskiego, Grzegorza Klatkę, Roberta Miszczuka, Macieja Popławskiego, Wojciecha Serokę czy Włodzimierza Sosnowskiego. Jeżeli pominęłam kogoś z męskiej części mego roku to serdecznie przepraszam. Czas zaciera nazwiska... 

Witek Przybyszewski, zanim wstąpił w uniwersyteckie progi, uczęszczał do XLV Liceum Ogólnokształcącego im. Romualda Traugutta w Warszawie. Mieszkał niedaleko Uniwersytetu w pobliżu Starego Miasta, o czym dobrze wiedzieli koledzy. Witek był miłym gospodarzem koleżeńskich spotkań. Zawsze miły, pogodny, z radością przyglądający się światu spod ciemnych, krzaczastych brwi. Po prostu Pan Witek, jak nazywaliśmy Go na roku. Rozpoczęły się zajęcia i tu pierwsze zaskoczenie, bowiem wśród przedmiotów wykładanych w naszym Instytucie znalazła się matematyka. My, humaniści, byliśmy nieco przerażeni perspektywą zdawania z przedmiotu, który na ogół był piętą Achillesa uczniów. Nadeszła sesja letnia, a wraz z nią słynny egzamin z bibliografii u dr. Andrzeja Skrzypczaka. Pierwszy egzamin "pogrom". Wszyscy kujemy na blachę tytuły bibliografii, zakresy, zasięgi, układy, elementy opisu bibliograficznego, rodzaje indeksów, spisów itp. Egzamin z bibliografii nam, dawnym studentom bibliotekoznawstwa, po dzień dzisiejszy śni się po nocach jak innym niezdana matura. Kolejny egzamin na drugim roku to elementy statystyki matematycznej u doc. Grzegorza Lissowskiego. Akurat oboje z Witkiem dość długo toczyliśmy te nasze statystyczne boje z modami, medianami i średnimi. Pamiętam, że kiedy gratulowaliśmy sobie wzajemnie z Witkiem zdanego wreszcie egzaminu, stwierdziliśmy jedno niezbicie, że statystyka to się nam na pewno w pracy w bibliotece nie przyda. Ale do czasu, bo los w tym przypadku dla Witka, okazał się przewrotny i zaskakujący. Trzeci rok studiów, oboje trafiliśmy na seminarium magisterskie do doc. Anny Czekajewskiej-Jędrusik, Dyrektora naszego Instytutu Bibliotekoznawstwa. Witek napisał pracę pt. "Problematyka dawnej książki w polskich czasopismach bibliologicznych z lat 1917-1939" i w roku 1980 uzyskuje tytuł magistra bibliotekoznawstwa i w tym momencie nasze studenckie drogi rozchodzą się. Jakie było moje zdziwienie kiedy 1 października 1984 roku stawiłam się do mojej nowej pracy w Instytucie Książki i Czytelnictwa Biblioteki Narodowej, gdy dowiedziałam się, że moim kolegą we wspólnym pokoju na piątym piętrze obecnego magazynowca Biblioteki Narodowej jest właśnie Witek Przybyszewski. On pracę w Bibliotece Narodowej rozpoczął 1 maja 1980 roku na stanowisku asystenta naukowo-badawczego w Zakładzie Bibliotekoznawstwa, kierowanego przez dr. Jerzego Maja. Witold Przybyszewski przepracował w IKiCZ BN 19 lat, do 31 sierpnia 1999 roku. W ciągu tych 19 lat był asystentem naukowo-badawczym, następnie starszym asystentem, a także został kierownikiem Sekcji Dokumentalno-Informacyjnej Zakładu Bibliotekoznawstwa i tym samym był moim bezpośrednim przełożonym oraz dwóch moich koleżanek Ewy Kubisiak i Ewy Chwalińskiej, a także Gabrieli Zarębskiej. 

Witek, oprócz kierowania przemiłym babskim personelem, zajmował się właśnie statystyką biblioteczną, od której tak chciał uciec od czasów egzaminów na studiach. Pod kierunkiem dr. Jerzego Maja, we współpracy z Ewą Kubisiak i Ewą Chwalińską, przygotowywał w latach 1981-1998 rocznik "Biblioteki Publiczne w liczbach", który w licznych tabelach i wykresach oraz w bardzo obszernym komentarzu merytorycznym prezentował obraz naszej polskiej, bibliotekarskiej rzeczywistości. Rocznik ten był bardzo pomocnym wydawnictwem dla rzeszy dziennikarzy, bibliotekarzy czy studentów bibliotekoznawstwa. Warto dodać, że "Biblioteki Publiczne w liczbach" ukazują się od 1972 roku, początkowo przygotowywane w wersji maszynopisu, a następnie już przy pomocy techniki komputerowej. 

Witold Przybyszewski zajmował się także problematyką współpracy bibliotek publicznych z samorządami terytorialnymi, zwłaszcza po ich powołaniu w latach 90. ubiegłego wieku. Interesował się także zagadnieniami wyposażenia bibliotek publicznych w meble i cały niezbędny sprzęt potrzebny do prawidłowego funkcjonowania współczesnej biblioteki. Wiele czasu zawodowego poświęcał także problematyce budynków i lokali bibliotecznych pod względem warunków technicznych jakim powinny one odpowiadać. Jako pracownik naukowy Biblioteki Narodowej opublikował m. in. następujące opracowania: I. "Wyposażenie techniczne bibliotek: raport z badań" 1990 II. "Budynki i lokale biblioteczne w Polsce: raport z badań" 1990 III. "Na wirażu: biblioteki publiczne wobec zmian ustroju i systemu administracji państwa" 1998 (we współpracy z Adamem Ruskiem) IV. "Producenci mebli i sprzętów bibliotecznych: informator" 1985 (we współpracy z Ewą Kubisiak).

W Bibliotece Narodowej Witold Przybyszewski pracował do 31 sierpnia 1999 roku, a następnie od 1 września 1999 r. rozpoczął pracę w Bibliotece Publicznej na warszawskim Bemowie na stanowisku wicedyrektora d.s. merytorycznych. Był entuzjastą komputerowym. Dzięki niemu został wdrożony system komputerowy MATEUSZ, umożliwiający kompleksową obsługę małych bibliotek publicznych.

Jakim człowiekiem był Witek Przybyszewski? Był wspaniałym kolegą, zawsze chętnym do pomocy. Tu wspomnę taki epizod z czasów pracy w IkiCZ-u. Wiedzieliśmy, że Witek miał swoją pasję, a mianowicie wędkowanie. W związku z tym umiał sprawiać ryby. W dawnych czasach lat 80-tych i 90-tych ubiegłego wieku nasza instytucja czyli Biblioteka Narodowa przed Bożym Narodzeniem organizowała dla pracowników dostawę karpia. Pamiętam jak Witek sprawiał te karpie dla koleżanek instytutowych, które nie miały "śmiałości" w obrabianiu tego świątecznego specjału. I czysto bardzo osobisty wątek. Gdy urodziłam córkę, to Witek zaproponował wanienkę po swoim rocznym synku Janku. Produkt trudno osiągalny w polskiej rzeczywistości lat 80. ubiegłego wieku. 

Niestety z przyczyn panującej pandemii koronawirusa nie mogliśmy uczestniczyć w pożegnaniu naszego Kolegi i towarzyszyć Mu w Jego ostatniej ziemskiej wędrówce w dniu 28 października 2020 roku na warszawskim cmentarzu na Powązkach. W imieniu kolegów mogę napisać: żegnaj Kolego Witku, mam nadzieję, że tam gdzie jesteś obecnie też są regały pełne książek pośród których przechadzasz się i myślisz jak tu je opracować przy pomocy MATEUSZA. Cześć Twojej pamięci.

Mirosława Dobrowolska

Komentarze

  1. Dziękuję Pani Mirosławie Dobrowolskiej za zapalenie ZNICZA PAMIĘCI WSPOMNIEŃ, KTÓRY NIGDY NIE ZGAŚNIE.

    Dzięki Pani poznałam Człowieka - Człowieka z jednej strony mającego ogromne sukcesy zawodowe, ale zwykłe życie osobiste. W czasach niezwykle trudnych, ale które my wspominamy z sentymentem, bo byliśmy młodzi. A to jest teraz tak bardzo ważne. Utrwalanie ich dla tych co po nas - to jakby bajki o żelaznym wilku.

    Niech ten Pani znicz stanie się zarzewiem dla następnych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest to prawdziwa zachęta do pisania!

      Usuń
  2. Witku! Bardzo nam Ciebie brakuje.
    Koleżanki i Koledzy

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz